niedziela, 30 września 2012

McDusia Małgorzata Musierowicz-zapowiedź

JUZ WKROTCE OPIS DŁUGO OCZEKIWANEJ NOWEJ CZĘŚCI JEŻYCJADY!!!
McDusia będzie krótkim przerywnikiem w lekturze "Autobiografii Rushdiego" :)
Oj widziałam, że było dużo wejść - a recenzji nie ma...po prostu chciałam zapowiedzieć, ze niebawem przeczytam i opiszę tę wyczekiwaną książkę i wyrazić swoją radość, że za chwilkę się ukaże:)

sobota, 29 września 2012

Salman Rushdie "Joseph Anton Autobiografia"

Właśnie zaczęłam czytać to opasłe 650-o stronicowe tomisko. Warto, zdecydowanie warto! Przeczytałam ponad 100 stron, ale już pragnę podzielić się wrażeniami. Dlatego właśnie uwielbiam biografie, że oprócz oczywistej zawartości, jaką jest opowieść o życiu bohatera, mamy prawdziwy kontekst historyczny, widziany oczami różnych osób, przedstawione stanowiska z różnych stron. Historię opowiedzianą w niekonwencjonalny sposób, historię jakiej nie znajdzeimy w podręcznikach. Znajdziemy tu opowieść o angielskiej szkole Rugby, widziana oczami hinduskiego nastolatka, atmosferę i stosunki panującew  inteligenckich środowiskach Anglii lat 60-tych i 70-tych. Dygresje na teamt nauki i życia Rushdiego w Cambridge. Opis zjazdu największych pisarzy w Nowym Jorku Swiatowy kongres PEN Clubu w 1988r. "Kongres był niezłym przedstawieniem". Dochodziło do burzliwych, odważnych, kontrowersyjnych wystąpień w obronie wartości, czy to w obronie człowieka, czy to w kwestii opowiadania się po czyjejś stronie w konflikcie politycznym. Pisarze mieli swoją rolę. Cała plejada nazwisk Brodski, Grass, Oz, Vargas Llosa, Doctorow, Miłosz. I tu zacytuję: "Dwadzieścia lat później, w otępiałym i przerażonym świecie, zwykłym "gryzipiórkom" trudniej byłoby występować z tego typu patetycznymi konkluzjami. Trudniej, ale może byłoby równie potrzebne."

Szczegóły historii Indii, konfliktu indyjsko-pakistańskiego są wplatane delikatnie w opowieśc o pisarzu. Po skończeniu edukacji odbył dwie kilkutygodniowe podróże do Indii, zbierał materiał do swoich książek i filmu dokumentalnego o skonfliktowanej ojczyźnie. Jest Hindusem, żyjącym w Wielkiej Brytanii, cały czas towarzyszy mu swojego rodzaju rozdarcie.  Poznajemy jego dynamiczny charakter poprzez liczne angdoty, a to ze szkoły, a to z początku jego niezbyt dobrze zapowiadającej się kariery. Konflikt z ojcem, burzliwe związki małżeńskie, stosunki z wydawnictwami i redaktorami. Rushdie fascynuje się Islamem i religią w ogóle, ale nie jest wierzący, bada religię dogłębnie w sensie historycznym. Wnioski przelewa na karty swoich kolejnych książek. Grimus(1975), Dzieci Północy(1981), Wstyd(1983). Aż w 1989 roku za "Szatanskie wersety" ajatollah Chomejni ogłasza fatwę przeciwko Rushdiemu. Salman Rushdie rzekomo wypowiedział się w tej książce przeciwko Islamowi, każdy wyznawca tej religii jest zobowiązany go zabić. Zaczyna się wieczna ucieczka, ukrywanie się i próba normalnej egzystencji. Można uznać tę datę jako początek ery dzsiejszego terroryzmu. Fatwa była sposobem Chomejniego na odzyskanie politycznego impetu i ponowne zmobilizowanie wiernych.
Książka jest niejako obroną autora, może próbą tłumaczenia go, odpowiedzią na ataki z różnych stron. Gdyż po wybuchu afery - nawet niektórzy dotychczasowi "przyjaciele " odwrócili się od niego. Próbuje bronić tekstu, próbuje wytłumaczyć, ze "wersty" nie były celowym włożeniem kija w mrowisko, próbuje udowodnić, ze bronią się merytorycznie.
 Jak od tego czasu żyje i tworzy autor dowiecie się z tej ksiązki. Pracował nad "Szatańskimi wersetami" cztery lata, ksiązka jest zwieńczeniem jego wieloletnich obserwacji i badań nad Islamem i nie tylko. Akcja toczy się w eleganckim i literackim Londynie. Na kartach książki zapewnione jest nam towarzystwo znakomitych pisarzy.
Dodam jeszcze, że książka ocieka literaturą,  co może być inspirujące do sięgnięcia po te perełki "Tajny agent" Graham Green, "Klucz" Junichiro Tanizaki, "Mała Dorrit" Karola Dickensa, "Herzog"  Saula Bellowa, "Dear Mili" Wilhelma Grimma...

piątek, 21 września 2012

"Tak sobie myślę" Jerzy Stuhr

Bardzo jestem urzeczona tą książką. Czysta przyjemność...Książka "Tak sobie myślę" Jerzego Stuhra dała mi wiele radości, z wielką przyjemnością czytałam jego słowa. Wspaniały człowiek(lubiłam go już wcześniej), ale jako autora poznałam dopiero teraz. Zdziwiłam się jak jest mi bliski, jak podobane wartości wyznajemy. Cudownie mądry człowiek, jakich dziś już niewielu, godny naśladowania. We wspaniały sposób argumentuje swoje racje, broni swoich poglądów, czasem kontrowersyjnych i bardzo odważnych, powiedziałabym - niepopularnych. Jest do bólu szczery, przeciwstawia się ogólnie przyjętym opiniom. Bez spoglądania "co ludzie powiedzą" przedstawia swoje zdanie czy to na polu politycznym, czy na temat środowiska artystycznego dzisiejszych czasów czy też recenzuje dzisiaj powstałe "dzieła". Komentuje postępowanie pseudo artystów i odwołuje się do rdzennych wartości zawodu aktora. Rozlicza ich niejako z odpowiedzialności jaką niesie za sobą ta profesja. Czysta inteligencja, klasa i mądrość. Tego mi dziś tak brakuje. Bardzo zachęcam do czytania. Wplate w swe opowieści krótkie wątki osobiste, rodzinne, z historii własnej działalności. Przywołuje sylwetki cenionych przez siebie artystów i ludzi sztuki. Z charakterystycznym dla siebie komizmem(czasem jest to śmiech przez łzy) komentuje dzisiejszy upadek obyczajów. Książka jest tak naprawdę pozytywna, po prostu prawdziwa i mądra, nie ma relacji z choroby, tylko sporadyczne delikatne napomknięcia o tym, że jest nie w najlepszej formie. Ale powtarza ciągle, że najważniejsza jest wiara, na żadnej ze stron się nie poddaje. To budujące dla czytelnika, nawet jeśli jest w innych okolicznościach życiowych niż piszący. Autor zaispirował mnie do sięgnięcia także po inne lektury Miłosz, Białoszewski...
Dobra książka na dzisiejsze czasy... przywołuje do porządku i do refleksji nad tym czym jest dla nas dziś sztuka, wartości, rodzina.
Pozwolę sobie przytoczyć fragment książki, który jest mi szczególnie bliski i poprzez to wywarł na mnie ogromne wrażenie. Panie Jerzy to też mój kodeks wartości! :
"Tutaj już muszę sięgnąć do mojej tradycji rodzinnej. Otóż jak pamiętam i staram się kontynuować, tradycja jest to pewien zespół wartości i pryncypiów zamkniętych w jakimś niepisanym kodeksie. Wartości i pryncypiów do przestrzegania. Więcej też dyscypliny i obowiązkuniż przyjemności i pofolgowania, czy nawet swobodnego korzystania. Są to wartości zarówno etyczne, jak i estetyczne - bardzo ważne. To jest taki kodeks do przestrzegania dla samego siebie. Znowu ważne  - nie dla księdza, nie dla przełożonego - dla samego siebie. Tylko ja, inteligent, z mej dyscypliny się rozliczam. Nie jestem etykiem, nie jestem filozofem, więc trudno mi taki kodeks spisać całościowo, ale jestem inteligentem i wiem, co zawsze w swoim postępowaniu stawiałem na piedestale - lojalność w stosunku do kogoś, komu coś obiecałem, przyrzekałem, etos pracy i nobilitacja przez pracę, dążenie do czystości sumienia, nienaruszanie czyjegoś obszaru prywatności(co w związku z mym zawodem podparywania ludzi - jest trudne), obowiązek przechowywania i otaczania opieką pamiątek i mienia rodzinnego, nieobmawianie innych.(...)niejako podsumowując swe zasady, a więc kontynuuję: ćwiczenie umiejętności powściągania emocji w życiu, w nieprzyjemnych okolicznościach zawsze branie winy na siebie, a nie obarczanie innych.

wtorek, 4 września 2012

"Cena wody w Finistere" Bodil Malmsten

Ponownie we Francji...tym razem Bretania.
Zakupiłam ją kilka lat temu...stała sobie na półce i stała, zapomniana...i wreszcie nabrałam ochoty, żeby po nią sięgnąć.
Spostrzegłam na okładce rekomendację:
"To piękna ksiązka. Poetycka, wysmakowana, pełna ciepła. Po wielokrotnej lekturze wracam do niej nadal, szukając ukojenia w codziennym zgiełku i chaosie".
Ryszard Kapuściński.

 Myślałam, ze to będzie kolejna przyjemna i lekka powistka, której akcja toczy się we Francji, kolejna osobista opowieść jak to jakaś kobieta postanowiła zrobić rewolucję w życiu za pomocą zmiany miejsca zamieszkania i jej perypetie tamże. Myślałam, że to będzie druga "Miłość nad rozlewiskiem", albo drugi "Lunch w Paryżu".
A tu zaskoczenie...
Wcale nie...
Oczywiście mamy pisarkę - Szwedkę, która ma dość swej ojczyzny...i przenosi się do Francji, do znajdującego się na Północy Finistere. Jakaś wewnętrzna siła każe jej opuścić dotychczasową rzeczywistość. Zobaczyła Finistere i musiała zostać. Klify, ocean, wolność. Tu chce się zestarzeć.
Ta książka jest spokojna, filozoficzna, melancholijna, pełna przemyśleń mądrej i dojrzałej kobiety. Tam nie znajdziecie banałów. Głęboka. Niektórym mogłaby wydawać się nudna - ale takie książki właśnie lubię. Właściwie zawsze lubiłam dziwne książki:) Ksiązki - monologi. Autorka poświęca się tworzeniu swojego miejsca na ziemi, odnawia dom nad oceanem. Zajmuje się zakładaniem ogrodu. Opisuje krok po kroczku każdą czynność. Pomiędzy poszczególnymi gatunkami roślin, kwiatostanami, łodygami, cebulkami poznajemy poglądy pisarki na różne tematy, polityczne dywagacje, moralne dylematy, poznajemy jej spostrzeżenia co do nowego środowiska. Dzieli się odczuciami co do poznanych osób. Zdaje relacje z napotkanych trudności i aktualnego stanu duszy. Opisuje różnice kulturowe. Ostrygi, klify, przypływy, odpływy.
A to wszystko smagane jest oceanicznym witrem.
 I to się czuje w tej książce. Aż nie mogę się doczekać kiedy będę miała chwilkę i po nią znów sięgnę. Tak a propos mojego poprzedniego posta - Szwedka przyznaje, że w jej ojczyźnie ciągle pije się kawę (w odróżnieniu do Finistere), każdemu przybyszowi proponuje się kawę, a jeśli się jej nie poda to znaczy, że gość niemile widziany.
Bodil Malmsten - ur w 1944 roku rudowłosa szwedzka pisarka, uchonorowana wieloma nagrodami im. Augusta Strindberga, inne książki tej autorki przetłumaczone na język polski: "I znowu mam bałagan w papierach" oraz "Moje pierwsze życie".